::: MENU :::

o pani Piontek i moralności

czyli nowa książka Magdaleny Witkiewicz

IMG 6093

Muszę przyznać, że od czasu, kiedy przeczytałam "Milaczka" Magdaleny Witkiewicz, z chęcią sięgam po każdą książkę tej autorki. Nie każdą uważam za udaną, cóż, nie jestem fanką erotycznych powiastek, więc "Szkoła żon" mnie po prostu odrzuciła, ale z uwagi na "Milaczka" i "Panny roztropne" pozostaję wierna tej autorce. Lubię jej styl i już. I nawet jeśli nie bardzo kręcą mnie powieści babskie jak np. "Zamek z piasku", to cóż, czytam, każdy kto lubi jakiegoś autora, wie jak to jest. Wierność jest ważna. :-)
Kiedy więc ukazała się "Moralność pani Piontek" - oczywiście karta poszła w ruch i ebook wpadł na czytnik. A jak już wpadła na czytnik, wiadomo, nie było zmiłuj, trzeba czytać.
Więc noc zarwana, ale książka przeczytana. A co.

Czytałam z przyjemnością, choć "Moralność pani Piontek" mnie nie zachwyciła.
Obwiniam o to główną bohaterkę - panią Piontek, wyrachowaną do cna panią laryngolog tuż przed emeryturą, która całe swoje życie manipulowała innymi i "ustawiała" ich pod siebie. Mąż się temu poddał, syn też, a zbuntował się dopiero w wieku 35 lat i dopiero wtedy postanowił wziąć swoje życie w swoje własne ręce.
Tak naprawdę nie zachwycił mnie żaden bohater, no może Anita była mi najbliższa, ale ani Cyryl, ani Anula, ani mąż pantoflarz, który tylko w myślach usiłuje się wymknąć spod szpileczki swojej małżonki (bo pani Piontek uwielbia szpilki), ani Augustyn Poniatowski (czyli syn tytułowej bohaterki). No nie i już.
Obraz rodziny, który odmalowała autorka jest po prostu bolesny. Choć całość przyobleczona w przyjemny styl i przyprawiona dozą humoru sprawia zgoła odmienne wrażenie.
Plusa daję książce za to, jak Pani Witkiewicz z tego wybrnęła - nie będę pisać jak - bo nie chcę tu spoilerować, może ktoś się skusi na lekturę, bo oczywiście książkę polecam.
Dlaczego polecam skoro mnie nie zachwyciła?
Bo to Magdalena Witkiewicz.
Bo to doskonała lektura do oderwania się i odpłynięcia.
Bo można się uśmiechnąć, choć przyznam, że był moment gdy stwierdziłam, że autorka odgrzewa stare kotlety (no ale może ktoś jeszcze nie zna historii "Ha szło?").
Bo tak w gruncie rzeczy pani Witkiewicz opowiada dobre historie, a przede wszystkim opowiada je bardzo zgrabnie. A tego nam w życiu potrzeba - dobra, dobrych historii, dobrych zakończeń, poczucia humoru i wiary w to, że dobro może zwyciężyć.
I za te historie dziękuję Pani Witkiewicz.
A i jeszcze dziękuję, że w rozpędzie fabuły nie zaglądała pod kołdrę Anuli i Cyryla.
Ale mam też trochę żalu do autorki. Za co? Ano za to, że nie było tam Milaczka. (!!!)
Gdzieś w głębi miałam nadzieję, że autorka wplecie tę postać jakoś dyskretnie i łagodnie tak jak to zrobiła w przypadku "Szczęścia pachnącego wanilią". Czytałam więc i czekałam na tego Milaczka i się nie doczekałam. Buu.
Bo ja po prostu tęsknię za Milaczkiem... I wszystko jasne.
Więc czekam na kolejną książkę.


Ten wpis został zamieszczony w kategorii literatura, posiada tagi książki, recenzja i był prawdziwy na dzień 30 Maj 2015

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu