::: MENU :::

nie jesteś sama

kobieto

IMG 1368

Gdy patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość, nie mogę się nadziwić jak wielki skok technologiczny stał się naszym udziałem. Mogę to ocenić, z racji swojego już szlachetnego wieku. W czasach mojego dzieciństwa telewizor był czarno-biały, a program tylko jeden. No dobra, potem już dwa. Po roku 1989 rozpoczął się skok. Czasami nie mogę się temu nadziwić, gdzie byliśmy 30 lat temu, a gdzie jesteśmy teraz. Rozwój technologiczny…dla mnie to wielkie wow. Że możemy korzystać z dobrodziejstw cywilizacji… Stały się już codziennością, dla mnie też, choć są chwile, kiedy się zatrzymuję i dopuszczam do siebie zdziwienie i pewnego rodzaju zachwyt. Dla mego Syna to normalne… czasami gdy opowiadam mu o swoim dzieciństwie, narażam się na pytania typu „mamo, a czy jak byłaś mała, to były zeszyty…?” i ja mu się wcale nie dziwię. W końcu gdy przesiedli się w szkole na zdalne nauczanie, ogarnął się z platformami do zajęć online w jedno popołudnie. I to wszystko przy wcześniejszym sporadycznym kontakcie z komputerem. Wyobrażacie sobie coś takiego w latach 80-tych? Gdyby covid przypałętał się wtedy, dzieci pewnie siedziałyby bity rok w domu bez kontaktu z edukacją… Ach, nie przepraszam, zapomniałam. Wtedy nie byłoby covidu. Władza by sobie na to nie pozwoliła. No ale to było kiedyś. I nie o tym miało być. No dobra, do rzeczy.

Pamiętacie serwis „Nasza klasa”? Taki facebook z przeszłości. Oprócz wspomnień, już wtedy było to narzędzie do pokazania „patrzcie jakie piękne mam życie”. Zjawisko spotęgowane przez facebooka i instagrama. Czasami siadam sobie wygodnie i scrolluję insta. Przeglądam. Patrzę. I nadziwić się nie mogę. Wszystko takie piękne, cukierkowe. Mieszkania zawsze czyste, bez paprochów i rozrzuconych zabawek, co u mnie przy moim 8-latku jest po prostu niemożliwe, bo zabawki mieszkają wszędzie, nawet jeśli uczulamy go non stop, że jego rzeczy mieszkają w jego pokoju. Bez porozstawianych suszarek – u mnie nawet mimo suszarki bębnowej, albo stoi normalna suszara albo dosuszam pranie po kaloryferach. Porządek na biurku czy komodzie. O mamuniu… to jest coś, o czym marzę. I siedzę i patrzę na te zdjęcia i nadziwić się nie mogę. I jeszcze te kobiety piękne, które są w moim wieku, a wyglądają jak 20 lat młodsze. Ech, siła filtra albo odpowiednich zabiegów połączonych z filtrem. Ale powiedzmy sobie szczerze, kto by o tym pamiętał kiedy widzi się takich zdjęć kilka / kilkanaście, jedno po drugim. Wtedy się nie pamięta tego jednego zdjęcia, które było zbyt prawdziwie, pojawiło się na profilu celebrytki tylko na chwilę i zniknęło szybko, bo pokazywało fałdkę na brzuchu i zmarszczki na twarzy i nie wpasowywało się w ogólny trend profilu.
Więc siedzi taka przeciętna czterdziestoletnia i myśli „ co, do jasnej cholery, jest ze mną nie tak??!” –  „Dlaczego wszyscy inni mogą mieć pięknie, a ja nie?” I nic chodzi nawet o celebrytki, ale też o zwykłe kobiety, które do perfekcji opanowały posługiwanie się aplikacjami przerabiającymi zdjęcia. Odpowiednie ujęcie i pstryk. Filtr. Piękny kolor i ciasto wygląda bajecznie. Kawa jest zawsze idealna. A w pokoju dziecięcym zabawki są zawsze na swoich miejscach, wyciągane do zabawy pojedynczo, bez totalnej rozpierduchy w całym domu. A kiedy w kadrze pojawia się dziecko, jego ubranie nigdy nie nosi śladów sosu pomidorowego czy marchewkowego (ja zawsze widzę, kiedy w szkole na obiad był barszcz czy spaghetti bolognese). Kobieta nigdy nie ma siwych włosów i nawet siedząc rok w domu na pracy zdalnej jej dresy są idealne jak z żurnala. Rano zdjęcie – cyk i przeciętne użytkowniczki instagrama zastanawiają się jak ona to robi, że jest taka piękna o poranku, niepoczochrana, bez spuchniętych oczu, bez odciśniętej poduszki na policzku, w dodatku z cerą tak świetlistą, że nawet dwudziestolatce się to nie zdarza. I nawet kiedy nie można było pójść do fryzjera, u niej nigdy nie uświadczysz siwego włosa. A mąż jest zawsze uśmiechnięty i kochający. Przynoszący cudowny bukiet tulipanów.

Więc takie to kreowanie rzeczywistości. I przeciętna czterdziestoletnia / trzydziestoletnia / a nawet nastoletnia – patrzy i myśli, że tak wygląda prawdziwie życie… Serio????

Tym chcemy się karmić? Tak chcemy się oszukiwać?
Nie chodzi o to, że w domu mam wiecznie bałagan i usiłuję znaleźć dla tego usprawiedliwienie (bo czasami nie mam…) Albo dla moich porwanych jeansów (takie już były od nowości, mąż się ze mnie wyśmiewa, że nowe a już dziurawe…). Albo dla moich siwych włosów, które prześwitują wraz z odrostami. Ja nie musze się oszukiwać, ani nikogo innego, że mam idealne życie, bo nie mam. Bo nie ma idealnych ludzi. Są po prostu ludzie ze wszystkimi ich niedoskonałościami. I też nie o to, chodzi, że ma domów takich, że biała rękawiczka pozostanie biała. Są. Owszem. I ja znam takie osoby i przyznam, że był taki moment, że czułam się winna, że mój dom taki nie jest. Że na kaloryferze suszą się ręczniki, że koc nie jest złożony, że wszędzie porozkładane są książki albo inne drobiazgi, które wydają się niepotrzebne, a jednak gdy chcę je sprzątnąć, okazują się niezbędne do życia moich domowników. I czułam się winna, że nie umiem za bardzo gotować a tamta mama kolegi mojego Syna, to codziennie zupa i drugie danie…  Ale był taki moment kiedy poczułam, że nie jestem sama. I to pomogło mi odpuścić. Mój Syn odwiedził kiedyś kolegę, chłopaki szaleli, a ja rozmawiałam z mamą tego kolegi. Od słowa do słowa, zeszło na niemoc twórczą w kwestii gotowania. I pamiętam tę ulgę, która pojawiła się w mojej głowie, kiedy ona powiedziała, że z gotowania to tylko najprostsze rzeczy, bo nie lubi i nie umie… I ta myśl „nie jestem sama…” połączona ze spadającym kamieniem z serca… chyba to było słychać :D

A zatem to chcę Ci powiedzieć: nie jesteś sama, Kobieto.

Jest nas więcej. Tych nieidealnych. Tych nieprzeciętnych w swojej zwyczajności. Tych, które potykają się każdego dnia. Tych, które nie umieją gotować. Albo po prostu nie lubią. Tych, których mieszkania nie są przestronne i urządzone w stylu skandynawskim, ale nie zmienia to faktu, że nawet te małe grajdoły są piękne, bo pełne miłości, nawet z bałaganem i sierścią na ulubionym kocu. Tych, które łapią się na bzdury, że kremy przeciwzmarszczkowe działają, a potem wklepują je w twarz z oczekiwaniem na cud albo poszukują tej diety, która zmienia rysy twarzy na młodsze, gładsze i z większymi ustami. Jest nas więcej. Tych, których dzieci gubią podręczniki, albo których rysunki są jak dzieła małego Picassa raczej, bez cudownej kreski idealnych postaci stworzonej w wieku lat 5.  Tych, których dzieci jedzą tylko kanapki z dżemem truskawkowym naprzemiennie z naleśnikami już drugi tydzień. I których dzieci przynoszą jedynkę z kartkówki albo nie startują w żadnym konkursie szkolnym. Tych, które walczą o płaski brzuch po ciąży już 9 lat. Tych, które w wieku 40 lat orientują się, że program Mix w pralce to nie jest wcale mix kolorów. Tych, które ciągle chcą lepiej, ale czasami brakuje im po prostu sił. Tych, które walczą o każdy dzień. Naprawdę jest nas więcej.

Więc zanim znów wpędzisz się w spiralkę obwiniania się bo nie jesteś idealna, weź głęboki wdech i pomyśl o mnie.
Albo z drugiej strony – zanim wrzucisz na insta czy fejsa kolejne zdjęcie przeciągnięte tysiącem filtrów, pomyśl, że może jednak nie. Że może Twoje zdjęcie bez filtra pomoże innej kobiecie zobaczyć w Tobie samą siebie i dzięki temu nie będzie samotna i odpuści samobiczowanie się i pogoń za ideałem.

Pamiętaj. Nie jesteś sama.

 PS. Zdjęcie jest prawdziwie i bez filtra. 

Ten wpis został zamieszczony w kategorii kobieta, z życia wzięte, rodzina, zdjęcia, codzienność, kreacja, posiada tagi kobieta, dom, dziecko, życie, codzienność, rodzina, uczucia, pomoc, płaski brzuch i był prawdziwy na dzień 14 Marzec 2021

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu