::: MENU :::

z pamiętnika

niemłodej mężatki

diary1

Pisaliście dziennik inaczej zwany pamiętnikiem?
Chyba każdy choć raz próbował.
Ja, przyznaję się bez bicia, podejść miałam kilka, ale żadne nie zakończyło się sukcesem.
Najmilej wspominam swój dziennik pisany po francusku jako ćwiczenie językowe.
Generalnie moja konkluzja jest smutna: mój charakter nie nadaje się do pisania dziennika. Trzeba być regularnym – to potrafię. Trzeba lubić pisać – to mam. Trzeba chcieć się dzielić z papierem swoimi uczuciami i przeżyciami – ten punkt u mnie jest najsłabszy…
Ale popatrzmy…
Gdybym pisała dziennik / pamiętnik, dzisiejszy wpis mógłby wyglądać tak:

Kochany pamiętniku
Zaraz lecę w objęcia Morfeusza (tylko nie mów o tym mojemu mężowi), ale jeszcze kilka słów chciałam napisać do ciebie. Czyli jak zwykle. Wyszarpany malutki kawałeczek dnia dla mojego papierowego przyjaciela, który zawsze potrafi mnie wysłuchać. Szkoda tylko, że nie potrafisz odpowiedzieć. No dobrze, nie robię ci wyrzutów. W końcu wiem jak jest.
Dziś… dziś był dobry dzień. Spokojny w pracy. Pracy jest dużo, początek roku jak zwykle jest szalony. Ciągle coś. I to ciągle coś dużego. A do tego wiele drobiazgów odrywających mnie od tego dużego czegoś. Moje priorytety widać nie do końca są priorytetami innych. (Jakżeby tak mogło być?!)
Więc usiłuję załapać kilka srok za jeden ogon, wciąż, ale przyznam, że trenuję obecnie inne podejście. Podpowiedział mi je mój osobisty szef. Więc (a w głowie się tłucze: nigdy nie zaczynamy zdania od „więc”!!) trochę inaczej organizuję sobie czas i na razie działa, a jak będzie dalej, to pewnie się okaże.

A propos treningów jeszcze udało mi się dziś wyskoczyć na siłownię.
Tak, tak, wróciłam do ćwiczeń. Ostatni miesiąc był spokojnie leniwy, a lenistwo nie popłaca i niestety tak łatwo uległam wieczornemu kanapowaniu z książką albo filmem, a także wieczornemu podjadaniu, że moja osiągnięta ciężką pracą, potem i łzami (no prawie) figura zaczęła znikać.
I choć nie ukrywam, że fajnie by było dalej ulegać słabościom, powiedziałam sobie „dość”. Dodałam jeszcze kilka mało przyzwoitych słów i wróciłam do swojego przyjaciela orbitreka. Wczoraj odkurzyłam swoją kartę do klubu fitness i dziś też nie pozwoliłam jej czuć się samotną. A co.
Wybrałam się więc do klubu, zaliczyłam rowerek, inny rowerek i bieżnię – to był mój drugi raz na bieżni i nawet biegłam (!!) i nawet biegłam dłużej niż 5 minut (a jak wiadomo biegacz ze mnie żaden) i co więcej, wcale z tej bieżni nie spadłam. (tak, tak, gdzieś w głowie siedzą te obejrzane kiedyś śmieszne filmiki o ludziach „bieżnikujących” i z tej bieżni spadających).

To, co muszę przyznać i wcale nie jest to żadna nowość, mój drogi przyjacielu, to :
- po 1. Lenistwo jest okropne, choć przyjemne okropnie
- po 2. Ulegać pokusom jest straszliwie łatwo (kanapa, książka, film, leniuchowanie, wieczorny kawałek ciasta – zwłaszcza w okresie świątecznym…)
- po 3. Niesamowite jest jednak uczucie przezwyciężenia pokus… Warto to poczuć, zdecydowanie!
- po 4. Samopoczucie po wysiłku fizycznym jest czymś, czego nie dostarczy kubek nawet najmocniejszej kawy.

A kawę lubię bardzo, jak wiesz, oczywiście.
Taki to był mój dzień, pamiętniku.
Jego ukoronowaniem był codzienny rytuał usypiania Ukochanego Syna. Uwielbiam ten czas.
Spokój, półmrok, delikatne światło lampki, kocur (ten element jest od niedawna) wyskakujący co chwila spod łóżka, bo dla niego to czas zabawy… Dźwięczny śmiech Syna, aż w końcu przegonienie kocura i powolne wyciszanie się. Przytulanie. Rozmowy (na razie wciąż bardziej przypominają monologi, ale i tak je uwielbiam). Snucie planów na jutro. Bliskość i miłość.
Aż w końcu Dziecko zasnęło przytulone do swego ukochanego pluszaka, a ja poleżawszy jeszcze chwilę kontemplując śpiącego Syna, wstałam w końcu, by nie zaniedbać ciebie.

Taki to był mój dzień. Niby dzień jak co dzień, a przecież wyjątkowy i niepowtarzalny.
Howgh i dobranoc.


Cóż, tak by to mogło wyglądać.
Ale nie jest to my cup of tea. Bo wiadomo, jak pisałam, wolę kawę.

*** zdjęcie pochodzi ze strony freeimages.com

 

Ten wpis został zamieszczony w kategorii kobieta, z życia wzięte, posiada tagi kobieta, uczucia i był prawdziwy na dzień 22 Styczeń 2015

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu