::: MENU :::

takie tam refleksje

wczesno wiosenne

rower123

I tu mnie długo nie było. Hmm tak bywa. Życie. Wiadomo.
Wiosna przyszła. Istnieje szansa, że zimowe doły pójdą precz, a wiosenne przesilenie nie będzie trwało zbyt długo. W końcu słońce pojawia się na niebie na dłużej niż 2 godziny. To daje energetycznego kopa, przynajmniej dla mnie. I to zimne powietrze już nie jest takie samo jak jeszcze 3-4 tygodnie temu. Wiosna!

Już kiedyś pisałam, że wiosna to moja ulubiona pora roku. Kot niemal zamieszkał na balkonie i jak tylko uchylę drzwi balkonowe, nawet nie wiem kiedy ten już tam urzęduje i wygrzewa swoje pasiaste futro w słońcu. Zarówno przestrzeń tę, jak i słońce musi dzielić z suszarką na pranie, bo ono już suszy się w na świeżym powietrzu, po czym pachnie bardziej wiatrem niż proszkiem. Uwielbiam. Nie ma śniegu (hurra!), no ale tego akurat w tym roku było jak na lekarstwo. Jest słońce, jest ciepło, można porzucić futra, kurtki zimowe, płaszcze wełniane, czapki, rękawiczki, grube szaliki. Można schować do szafki rajstopy 70 DEN i kozaki. Wyciągnąć bezrękawnik, lekki płaszcz, lżejsze buty. No i wreszcie – można wyciągnąć rower! Bo, mimo że uwielbiam rower, to nie jestem z tych hardocre’owców, którzy jeżdżą zimą.

Jeszcze brakuje zieleniny, nowalijki to nie najlepszy pomysł, więc czekamy na pełen rozkwit przyrody i roślinności, a co za tym idzie też warzyw i owoców. Mniam, już nie mogę się doczekać. Nie mogę się też doczekać eksplozji takiej dziko radosnej i nieskrępowanej zieleni, na drzewach, krzewach, trawnikach. I oto nowy cykl – życie się odradza.
Wiosna.
Zacznie się bieg po formę i płaski brzuch. Już chyba się zaczął, prawda?
Bo lato się zbliża wielkimi krokami, bo w perspektywie plaża i bikini i … ten brzuch. Jesus Maria. Ratunku, helpunku! I fitnessy przeżywają oblężenie, biegacze na start, i nagle wszystkie postawiamy że od dziś - ćwiczę, biegam, katuję się, zarzynam i dieta, bo brzuch, bo mięśnie, bo po zimie i świętach oponka…
Śmieszne. Nie macie wrażenia, że co roku jest tak samo?
Ciekawe na ile wystarczy zapału i energii.

Ja też wyciągnęłam rower i staram się jeździć jak najczęściej. Co nie jest proste. Dziecko dochodzi do siebie po antybiotyku, moja uwaga więc wciąż na wyżynach i skoncentrowana na Młodym. W związku z tym wiadomo, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Choć każdorazowy wypad na rower to oddech i cudowne zmęczenie.
Widziałam ostatnio program o pasjonacie rowerów z Podlasia, który robi cudnie wybajerzone rowery. Błyszczący kosmos. Fajne. Nawet przemknęła mi myśl, że mężowi by się spodobały, może jakiś prezent kiedyś… Pokazałam mu. No fajne. Ale. No wiadomo. Nie jeździmy na rowerze dla dizajnu. Mąż zapytał mnie czy ja bym taki chciała. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie. Ja lubię wsiąść na rower, żeby się zmęczyć, zmachać, a nie wyglądać. Od czasu do czasu przemykają mi przez głowę myśli, że może rower z większymi kołami, może miejski, może trochę bardziej elegancki, a potem wsiadam na swojego górala po przejściach, naciskam pedały i wiem, że nie. Że ten jest idealny, kochany, dopasowany i że przeszliśmy już wiele i że tylko ten. Przynajmniej na razie.

Ech, no miało być trochę o czymś innym ale wyszło jak zwykle.
Życzę spokojnego tygodnia, słońca,  korzystania z chwili i radości.
Nawet jeśli gonicie formę i płaski brzuch, niech ten wysiłek będzie radosny a nie wymuszony i męczenniczy.

PS. ja też gonię. Nic nowego.



 

 

 

 

Ten wpis został zamieszczony w kategorii kobieta, z życia wzięte, posiada tagi pogoda, wiosna, rower i był prawdziwy na dzień 18 Kwiecień 2016

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu