::: MENU :::

święta po polsku

czy to zawsze tak musi być...

DSC 4572

Święta przyszły wielkimi krokami. Oprócz ubierania choinki, szału kuchennego, normalnym zjawiskiem jest szał zakupowy. W sklepach dzikie tłumy, nie można przejść normalnie z wózkiem, nie wspominając o zrobieniu normalnych zakupów. W perspektywie dwa wolne dni, sklepy będą pozamykane, więc nie dość, że trzeba nakupić żarcia na święta, to jeszcze chyba te dwa dni wolne na mózgownice się ludziom rzucają, przecież dwa dni z zamkniętymi sklepami to jak koniec świata. Spiżarnię trzeba zapełnić, zamrażarki, szafki i wszystko, gdzie jeszcze jest wolne miejsce. Nienawidzę jeździć do sklepów w tym okresie, bo nie cierpię tłumów. Bezmyślnych zwłaszcza.
Ale, ale miało być o czymś innym, a już na początku dałam upust swojej lekkiej frustracji.

Miało być o świętach. O czymże innym mogłabym pisać w taki dzień jak dziś?
Kiedyś nie lubiłam świąt. Z powodów przeszłościowo-osobistych. A jako że w ten czas przypadają moje urodziny, nie lubiłam także swoich urodzin. Od pewnego czasu to się zmienia. Od czasu, gdy świętujemy po swojemu.

Polska tradycja świąteczna, z całym szacunkiem, jest straszliwie męcząca. Najpierw szaleństwo w sklepach (o tym było wyżej… i choć mogłabym się nadal zżymać na to zjawisko, to dość…). Potem rzucamy się na szał kuchenny. Już tygodnie przed świętami planujemy co ugotujemy, upieczemy, usmażymy i zaczyna się… Piernikowanie najpierw, bo wszak pierniczki najlepsze są im dłużej leżą… Im bliżej świąt tym większe szaleństwo. Jakby coś na mózgi padło. Bo trzeba i karpia, i dorsza, i śledzie, i kapustę z grzybami, łazanki, i barszcz, i uszka z grzybami, i pierogi… I naprawdę dalej wyliczać mi się nie chce, bo od tygodni społeczeństwo nie robi nic innego tylko liczy potrawy. 12 musi być! A wcale nieprawda, że 12. Jakby tak się wgłębić w historię i tradycję, to niegdyś było tak, że liczba potraw musiała być nieparzysta. 5 lub 7 w rodzinach uboższych. 9 lub 11 w rodzinach dostatniejszych. Ale nie, utarło się u nas 12 i każdy ciśnie jak może, żeby było jak tradycja każe. Postaw się a zastaw się, ale 12 potraw musi być. Postnych, jakżeby inaczej, choć już Jan Paweł II odpuścił tę postną wigilię…
A potem siadamy do stołu, jemy, jemy, jemy, stękamy, że już nie możemy i dalej jemy. I tak przez trzy dni. Bo przecież święta są, bo nagotowane, napieczone, bo kurczę, bo gęś, indyk, jagnię czy inny biedny zwierz. Bo sałatka jarzynowa (obowiązkowa) i makowce, i serniki, i faworki (u niektórych)…
I 27 grudnia wchodzimy na wagę z niepokojem, bo ulubione spodnie są jakoś dziwnie ciasne…

Przyznam szczerze, że jestem zmęczona takimi świętami. My nie spędzaliśmy w kuchni dni i nocy. Nie mieliśmy 12 potraw. Stół się nie uginał. Brzuchy nie bolały. I co więcej… z głodu nie pomarliśmy. Zza stołu łatwo wyszliśmy i bawiliśmy się z naszym brzdącem. A dziś piękny spacer zaliczyliśmy i trochę słońca złapaliśmy. Bo można inaczej. I tez może być pięknie.

Niech i u Was będzie pięknie, spokojnie.
Niech Wam brzuchy nie rosną, bo w końcu to Święta Bożego Narodzenia, a nie święto brzucha.

 

Ten wpis został zamieszczony w kategorii wypoczynek, relaks, posiada tagi dom, święta i był prawdziwy na dzień 25 Grudzień 2013

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu