::: MENU :::

serial, który

pokochałam...

Parenthood

Ostatnio przypadkiem trafiłam na nowy serial. Ha, nowy to on był 4 lata temu. Ale dla mnie jest nowy. Mowa o „Parenthood”. Na pewno niektórzy znają. A jeśli nie, to może po moim wpisie zapragną poznać. Co mnie zachęciło do oglądania? Znajoma twarz. Oto Lauren Graham, którą uwielbiałam w serialu „Gilmore girls” (polski tytuł „Kochane kłopoty… kto tłumaczy te tytuły??), otóż pani Graham jest jedną z bohaterek w w/w serialu. Obejrzałam więc pierwszy odcinek i już w połowie wiedziałam, ze serial ten pokocham. Potem obejrzałam kilka kolejnych odcinków i… cóż, w swoim zdaniu się utwierdziłam.

Powiem tak: w zalewie seriali o seryjnych mordercach, zbrodniach, prawnikach, wampirach, współczesnych hrabinach Monte Christo czy innych ciągnących się sezonami, to taka miła odmiana… Serial obyczajowy o czwórce rodzeństwa Bravermanów, o ich własnych rodzinach i oczywiście o seniorach Braverman, czyli ich rodzicach. Oprócz Lauren Graham możemy tam zobaczyć Craiga T. Nelsona, jest naprawdę świetny w roli irytującego starszego pana, który zawsze ma rację, ale który też uczy się przekraczać siebie dla kobiety, którą kocha po ponad 40 latach małżeństwa.
Innych aktorów nie będę wymieniać, bo i po co. To nie jest lekka komedyjka (czego się obawiałam, przyznaję się bez bicia). To historie ludzkie, czasami miłe i radosne, czasami bolesne, czasami poruszające, czasami irytujące… ale wszystko to jest przyprawione ciepłem, bo taki jest ten serial. Ciepły. A to dzięki rodzinie, która tu jest główną bohaterką. I nikt tu nie jest idealny, oni się kłócą, czasami niemal skaczą sobie do gardła, ale także są dla siebie wsparciem i podporą.
I tak jak w „Kochanych kłopotach” (znów ała) lubiłam Lauren Graham, tak w „Parenthood” jest gorzej. Mam wrażenie, że gra z tą samą manierą jakby Lorelai Gilmore wycisnęła na niej swoje piętno i już w niej pozostała. Więc Sarah niekoniecznie jest moją ulubienicą. Jednak generalnie nie mam faworytów w tym serialu. W zasadzie w każdym odcinku lubię kogoś innego, ktoś, kto mnie irytował w poprzednim, nagle zaczyna budzić moją sympatię. Ach, nie, pomyliłam się… Zawsze lubię Joela, pełnoetatowego tatę. I niezmiennie zawsze irytuje mnie też nastoletnia Haddie, nie potrafię powiedzieć dlaczego. Po prostu ta postać ma w sobie coś takiego, czego nie lubię. I już.
Fajne jest to, że postaci są charakterystyczne, a nie rozmemłane i napisane na jedno kopyto. Każda z nich ma mocną osobowość, nawet (a może najbardziej) Max, syn jednej z par Brevermanów, który cierpi na zespół Aspergera.

Nie powiem, że serial jest cukierkowy. Nie powiem, że jest przesłodzony, bo taki nie jest. Jest normalny. Opowiada o normalnych ludziach, z krwi i kości. O ich bolączkach. Radościach. Porażkach. Zwycięstwach. O uczuciach. Miłości. Złości. Bezsilności. O czymś, czego doświadcza każdy człowiek.
Dlatego pokochałam ten serial i tylko szkoda, że czasu tak mało, bo w końcu jest już 5 sezonów !

Ten wpis został zamieszczony w kategorii relaks, film, posiada tagi kobieta, mężczyzna, dom, dziecko i był prawdziwy na dzień 1 Luty 2014

Komentarze do wpisu

Komentarze

  • Serial polecila mi moja siostra (surprise) i jest rzeczywiscie dobry

    Napisane przez joanna sabonis, 06/02/2014 0:19 (10 lat temu)

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu