::: MENU :::

o rynku pracownika

rzekomym.

resume

Dziś rano wpadł mi w oko kolejny artykuł opiewający jak to rynek w Polsce jest rynkiem pracownika. Jak to pracodawcy zabiegają o pracowników, jak potencjalni pracownicy mają coraz większe wymagania i przebierają wśród potencjalnych pracodawców.

Powiem jedno: śmiech na sali. Moi drodzy, jestem na rynku pracy aktywna od czasu, gdy 1,5 roku temu zdecydowałam się odejść z firmy, gdzie pracowałam ponad 10 lat. Trudna decyzja, ale była mi potrzebna, raczej każdy chce się rozwijać, nawet matka dziecku, a firma jakoś nie miała pomysłu na moją osobę, więc klamka zapadła, odeszłam. Na początku tego roku niestety okazało się, że mój obecny
pracodawca zdecydował się na przeniesienie naszych procesów do Indii.
Cóż zrobić, decyzja korporacyjna, nikt nie miał nic do gadania, przyjęłyśmy to na klatę, ogromny plus za wczesną informację dla nas, bo mogłyśmy zacząć rozglądać się nowym miejscem odpowiednio wcześniej. W związku z tym, mogę co nieco powiedzieć o rynku pracy i z całą pewnością nie jest to to, że rynek pracy w Polsce jest rynkiem pracownika.

Zabierałam się do tego wpisu już od dawna, bo chciałam napisać o kilku "perełkach" spotkaniowych, więc dziś, dziś właśnie nadszedł ten dzień.

Moim zdecydowanym numerem 1 jest rozmowa w dużej szanowanej firmie z szefem działu, który nie miał zbyt wiele do powiedzenia (a szkoda) i kobietą z działu HR (norma) którą zdarza mi się wspominać jako najgorszą rozmowę rekrutacyjną, na jakiej byłam. W skrócie - dostałam stado pytań z dziwnego kwestionariusza, no ale ok, HR-owcy lubują się w pytaniach typu: gdzie się pani widzi za 10 lat albo jak wygląda Pani dzień w pracy albo co by Pani w sobie chciała zmienić, czy jakie są Pani mocne strony etc. Do przeżycia. Najlepsze w tym wszystkim było to, że de facto szukano pracownika do ogarnięcia dwóch stanowisk - jedna osoba odchodziła do innego działu, kolejna odchodziła na urlop macierzyński, ale plan był na zatrudnienie jednej osoby, żeby wykonywała pracę tych dwóch osób. Przez całą rozmowę usiłowano mi pokazać jak niewiele znaczę, a gdy zapytano o oczekiwania finansowe i padła kwota (naprawdę nie za wysoka biorąc pod uwagę że miała to być praca dwóch osób wykonywana przez jedną), usłyszałam: "musi się pani naprawdę cenić!" Rzadko mi się zdarza, że mnie zatyka, ale tej pani gratuluję, bo się jej udało. Bezczelność: +20 w skali 10-ciostopniowej.
Niedawno zadzwoniła do mnie rekruterka z propozycją uczestnictwa w procesie rekrutacyjnym, który na początku wydawał się naprawdę interesujący i wpasowywał się w moje doświadczenie zawodowe niemal idealnie, kiedy jednak usłyszałam nazwę potencjalnego pracodawcy (czyli owego numeru 1) z moich ust od razu padło: "o nie, to ja podziękuję".

Numer 2 to rozmowa w agencji nieruchomości, pośredniczącej w obrocie nieruchomościami o wartościach milionowych, bez przesady. Rozmawiałam z właścicielką, która w czasie rozmowy ze mną zdążyła instruować kilkakrotnie swoją współpracownicę, która przyszła po radę i omawiały przy mnie rzeczy zdecydowanie nie przeznaczone dla moich uszu, następnie komentowała klientów już w moją stronę, po czym odebrała kilka telefonów "bo to takie ważne, Pani rozumie", odpisała na kilka maili (też ważne, no przecież) a do tego wszystkiego otworzyła sobie jeszcze facebooka, bo to takie ważne medium teraz i klienci mogą też tędy się komunikować, choć akurat podczas rozmowy ze mną po prostu przeglądała fejsa. Na koniec okazało się, że pani chce zatrudnić jedną osobę, która będzie jednocześnie: specjalistą ds marketingu, extra specem od PR, grafikiem, magikiem od social media, ekspertem od projektowania i pozycjonowania stron internetowych i wszystko to za pieniądze jak nie dla specjalisty nawet od zadania pojedynczego. Bezczelność – podobnie jak poprzednio. Brak szacunku zdecydowanie poza skalą.

Numer 3 to również duża firma przemysłowa, spotkanie z panią odpowiadającą za dział i pracownikiem HR. Pani manager siedziała jakby połknęła kij od szczotki, zero uśmiechu, zero prób nawiązania jakiejkolwiek relacji podczas rozmowy - szczerze powiedziawszy nie wiem jaka jest w pracy, ale na rozmowie była fatalna. Pani HR-ka, dojrzała skądinąd kobieta została mistrzynią (w moim mniemaniu) w pytaniach z formularza. Także w jej opinii należało się trzymać jednego pracodawcy przez lata i moje odejście z poprzedniej firmy skomentowała tak, że musiałam być bardzo zdesperowana. Zaskoczyła mnie, ale nie na tyle, by się nie roześmiać w głos po takim stwierdzeniu.

Miałam jeszcze kilka podobnych kwiatków. O których nie chce mi się już pisać. Oczywiście były rozmowy normalne, neutralne, bez większych emocji negatywnych. Było też kilka takich, które wspominam z uśmiechem na twarzy mimo że nie dostałam akurat tej pracy, ale rozmowa była ciekawym doświadczeniem, albo spotkaniem z interesującym człowiekiem, zatem zostało to w mojej pamięci i za takie spotkania jestem wdzięczna.

Generalnie moja opinia jest następująca:
Pracodawcy nie zdają sobie sprawy z tego, że rozmowa z pracownikiem to nie jest tylko test dla pracownika, ale także dla nich. Są tacy, którzy idą po najmniejszej linii oporu, bo to oni robią wielką łaskę poszukującemu pracy, że się z nim spotkają i poświęcą swój czas, w żałośnie nieprofesjonalny sposób, ale jednak. Nie widzą, że pracownik przychodzi i podczas rozmowy chce poznać firmę, zespół, atmosferę i przełożonego. Chce też sprawdzić, czy to jest miejsce dla niego, czy będzie ta "chemia" międzyludzka, która sprawia, że pracuje się łatwiej, czy będzie chciał tam przynależeć, bo powiedzmy sobie szczerze - praca to nie tylko bycie wyrobnikiem. Praca to miejsce, gdzie spędza się większość dnia, więc naturalne jest to, że każdy chce się czuć w tym miejscu po prostu "na swoim miejscu".

I wymagania... czasami wymagania są chyba z kosmosu.
Mój pierwszy pracodawca w ogłoszenie wpisał jako wymaganie znajomość systemu logistycznego napisanego specjalnie na zamówienie jego aktualnej firmy - ktoś z zewnątrz nie miał prawa znać tego systemu, ale dobrze widać wyglądało w ogłoszeniu. Bez komentarza.

Wymagania wielu (bo oczywiście nie wszystkich) pracodawców można podsumować tak:
- musisz być młody, najlepiej od razu po studiach, ale z dużym doświadczeniem.
- musisz dużo umieć, tak żeby nie trzeba było tracić czasu na szkolenie.
- musisz znać się na wszystkim, nie tylko w zakresie obowiązków danego stanowiska.
- musisz być multitasking i w ogóle multi w każdym względzie, bo w Polsce pracownik musi robić jak najwięcej - jak spec od zamówień to też logista i planner, jak recepcjonistka to też administrator floty, jak marketer to patrz wyżej w opisie jednej z rozmów.
- pracuj jak senior albo koordynator, ale nie wymagaj pieniędzy adekwatnych do swoich umiejętności albo stanowiska.
- i jeszcze nie badź zbyt dociekliwy, bo uznają cię za bezczelnego, choć pisali w ogłoszeniu, że cenią sobie samodzielne myślenie.

Najlepiej jeszcze gdybyś był/a facetem - bo faceci nie zachodzą w ciążę, rzadko biorą zwolnienia na chore dziecko (pozostawiając to małżonkom których potem nikt nie chce zatrudniać - ot, takie błędne koło).

Czytałam kiedyś o żalach pod adresem kandydatów, że nie przychodzą na spotkania nie odwołując ich, że olewają, że to mało profesjonalne. Fakt. Przyznaję rację. Jest to jednak równie mało profesjonalne jak brak kontaktu ze strony rekrutera/HR-owca po spotkaniu. Wystarczyłby krótki email z feedbackiem, ale zazwyczaj kończy się na słowach "odezwiemy się wkrótce" albo "na pewno dostanie Pan od nas informację zwrotną" i tyle go słyszeli, widzieli... Rzadko naprawdę zdarza się kontakt telefoniczny, a już feedback co przesądziło o takiej decyzji to tylko w sferze marzeń.

Takie to rozmyślania, ani słodkie, ani gorzkie. Z życia wzięte. Po prostu.

*** zdjęcie pochodzi z seriwsu freeimages.com

Ten wpis został zamieszczony w kategorii praca, z życia wzięte, posiada tagi biuro, praca, kariera, pracodawca i był prawdziwy na dzień 30 Czerwiec 2017

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu