::: MENU :::

o monsterach

komunikacyjnych

on the bus

Tak ogólnie to lubię komunikację miejską, pisałam o tym kilkakrotnie. Powodów do lubienia jest trochę, dziś jednak nie o lubieniu będzie tylko odwrotnie, o nielubieniu. Tak tak. Są też chwile/rzeczy/zachowania których najzwyczajniej w świecie nie cierpię. Albo mnie irytują lekko. Albo wkurzają na maxa. Albo po prostu dziwią.
Właściwie to nawet nie sama komunikacja miejska i jej środki. To raczej ludzie i ich zachowania. Jestem człowiekiem, nie ukrywam tego, niemniej jednak czasami trudno mi zrozumieć co poniektórych przedstawicieli mojego gatunku.

Wyobraźcie sobie: godziny szczytu, peron/przystanek i tłum, który chce przejść a tu gwiazda sobie stoi i blokuje wszystkich. Bo postanowiła zatrzymać się przy samych schodach czy przy wejściu na peron. Nie patrząc na to, że dalej peron jest prawie pusty, że dziki tłum prze do przodu. Nie, jest tylko jedna myśl: „ja już mam miejsce, moje i już”. Nic więcej się nie przebija do mózgu delikwentki, fokus jest i koniec.

Albo pchanie się do wyjścia w autobusie (choć równie dobrze może to być tramwaj czy metro) zanim autobus się zatrzyma. Przeciskanie się przez ściśniętych jak sardynki w puszce ludzi, którzy nomen omen też za chwilę wysiadają. Nic nie pomaga, zwracanie uwagi, że „ja też wysiadam, podobnie jak połowa z obecnych tam ludzi” nie, w głowie chyba zakodowane, że musi być pierwszy, musi przejść i już! 

Wciąż także nie potrafię zrozumieć naciskania przycisków otwierania drzwi, gdy pojazd jest jeszcze w ruchu. Jeszcze nie dotarł do przystanku, ale kiedy ten jest już na horyzoncie zaczyna się wciskanie przycisków. Jakby to był jakiś konkurs. Kto więcej razy naciśnie przycisk otwierania drzwi. Kto wygra. Hello! To nie konkurs. Opanuj swój dziwaczny odruch. A przede wszystkim poczekaj aż ten nieszczęsny autobus lub tramwaj chociaż zbliży się do przystanku, a najlepiej byłoby wyczekać do momentu, gdy już się zatrzyma. Zdaję sobie sprawę, że to wymaga nieziemskiej cierpliwości, sama takowej też nie posiadam, ale nie bój się. Autobus nie odjedzie bez zatrzymania się i wypuszczenia pasażerów. A wytrzymać można. Skoro ja, znany niecierpliwiec, daję radę, dasz radę i Ty. I jeszcze ważna rzecz, bo może tego nie wiesz (ja też nie wiedziałam do pewnego momentu) jeśli przycisk otwierania drzwi jest podświetlony oznacza to ni mniej ni więcej, że ktoś już ten przycisk nacisnął i drzwi się otworzą jak tylko autobus się zatrzyma. Nie musisz naciskać go 50 tys. razy. 

Co jeszcze? Moja ulubiona kategoria to stawanie blisko wejścia. Wchodzi taki delikwent do pojazdu i staje od razu przy drzwiach. Nie przechodzi w głąb pojazdu, mimo że miejsca jest dużo, że można się przesunąć, żeby inni się zmieścili. Jest tłum? Nieważne. On już ma miejsce. Zaklepane. Moje. Nie ruszam się. Nieważne, że ludzie wchodzą, wychodzą, przeciskają się. Moje i już. 

O nie. Przepraszam. Przemyślałam to. Moje, zdecydowanie ulubione zachowanie to bieg po siedzenie. Zaczyna się już na przystanku, przecież trzeba się ustawić tak, aby wejście do autobus zatrzymało się tuż przed nosem. Jeśli nie daj Boże, stało się inaczej, trzeba szybko się przepchnąć jak najbliżej drzwi, żeby być pierwszym w środku i żeby szybko znaleźć jakieś miejsce siedzące. Więc nie bacząc na nic, rozpycha się pomiędzy ludźmi, łokcie to naprawdę przydatna część ciała, i wpada taki człowiek do środka pojazdu i niemal rzuca się na siedzenie. Czasami ślizg jest wyjątkowo spektakularny… Ale często jest to niemal panika – już, muszę, szybko, miejsce siedzące a potem po wejściu do pojazdu bezradne rozglądanie się w którą stronę lepiej biec, gdzie więcej miejsca i nagle ciach. Miejsca się skończyły.

Wszystkie opisane wyżej sytuacje są prawdziwe. Zostały zaobserwowane w godzinach szczytu w środkach stołecznej komunikacji miejskiej. Brak nazwisk jednak nie oznacza, że nie dotyczy to Ciebie. Popatrz na siebie z boku. Czy nie jesteś komunikacyjnym monsterem?

[edit] Właściwie to zapomniałam dodać jeszcze jednej kategorii pasażerów. Dziś miałam przyjemność sobie o niej przypomnieć. To ktoś obsesyjnie przywiązany do swojego miejsca w autobusie, nie przesunie się ani na centymetr, nie przesiądzie się na siedzenie obok, mimo że jest wolne, że tłum gęsty, że żeby tam usiąść trzeba się być mistrzem w przeciskaniu się. Nie. „Ja zaraz wysiadam” i nie ruszy czterech liter, a chwilę później okazuje się, że to „zaraz” to jakieś 5 przystanków. I że osoba, która uprawiała sport zwany wciskaniem się na wolne miejsce, wysiada wcześniej. A podobno myślenie nie boli…

Spokojnej niedzieli. Dziś bez ztm. Za to z deszczem.

 *** zdjęcie pochodzi z serwisu freeimages.com

 

Ten wpis został zamieszczony w kategorii z życia wzięte, posiada tagi codzienność, życzliwość i był prawdziwy na dzień 11 Grudzień 2016

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu