::: MENU :::

moje pomysły na

jesień!

autumn1

I znów nadeszła jesień. Tym razem korzystamy jeszcze z pięknej polskiej złotej jesieni, bo słońce jest, i ciepło, i piękne liście powoli zmieniające kolory z soczyście zielonych na żółte, które stopniowo zbrązowieją lub sczerwienieją, spadając z gałęzi i zaścielą kolorami świat, przygotowując go na przyjście zimowej bieli…
Jesień to kapryśna pora roku. Czasem ciepła (jak teraz) a czasem chłodna, żeby nie powiedzieć zimna, i deszczowa. Ale nawet jeśli w południe słońce nas rozgrzewa, to poranki wcale nie są ciepłe, odpowiednio się ubrać jest ciężko, a co za tym idzie jest to czas wzmożonych infekcji, katarów, kasłania, chrypki, stanów podgorączkowych itp. Itd. Wszyscy na pewno wiedzą o czym mowa.
Jesień to nie tylko infekcje i złote liście. To także mniej słońca a co za tym idzie więcej przygnębienia i stanów depresyjnych.
Warto zatem o siebie zadbać w sposób wszelaki. Bo przecież nie trzeba być meteopatą, żeby reagować na pogodę, prawda?

Co robić… jak żyć? ;-) Moje pomysły na jesień nie są szczególnie odkrywcze, ale może ktoś coś podpatrzy, spróbuje i znajdzie w tym jakiś sens.

Na początek warto rano spożywać specjalną miksturę wspomagającą odporność. Ciepła woda, cytryna, imbir, trochę miodu. Podobno działa cuda. Pijemy na czczo.
Imbir oprócz tego, że działa przeciwwirusowo i przeciwzapalnie, to jeszcze rozgrzewa i jest energetyzujący, tak więc nie dość, że zadziałamy na naszą odporność, to jeszcze możemy sobie odpuścić kawę. Niestety, ja bez kawy nie umiem, ale za to piję ją później a nie z samego rana, nie na czczo, ale do śniadania albo po śniadaniu. Czy wzmocniła się moja odporność? Nie wiem. Ale wolę to niż łykanie pigułek z witaminą C. Imbir można dodawać też do herbaty, zupy – polecam zupę dyniową z imbirem, albo marchewkowo-paprykową, oczywiście też z dodatkiem imbiru. W sam raz na jesienne chłody.

Z naturalnych środków przeciwprzeziębieniowych najbardziej znany jest czosnek. Tak, ten mały śmierdziuszek jest naturalnym antybiotykiem, warto więc zainwestować w pastę do zębów i płyn do płukania ust, późnym popołudniem wieczorem zjeść trochę czosnku jako dodatek do (lekkiej!) kolacji, a rano walczyć z przykrym zapachem.
Wiem, że zapach czosnku potrafi powalić nawet najmocniejszego, ale co zrobić. Czosnek u nas w domu musi być i basta.
A propos wyżej wymienionego, ostatnio przy lekkiej infekcji zapodałam sobie to małe warzywko. Na co szanowny OMD czyli już mój małżonek krzywił się strasznie. Stwierdziłam: - no co, coś mnie bierze, a czosnek to naturalny antybiotyk…
Riposta była szybka: - tak, i naturalny środek antykoncepcyjny też.
Cóż. Można i tak.

Nie zapominajmy o cebuli. Sama w sobie może nie zachwyca, przynajmniej mnie, ale znam pewną prawdziwą maniaczkę cebulową… Za to gdy byłam w ciąży i miałam straszliwy kaszel a żaden lekarz nie bardzo wiedział co mi zapisać, bo przecież ciąża… Powróciłam więc do babcino-maminych sposobów i zrobiłam syrop z cebuli. Proste, łatwe, skuteczne i wcale nie obrzydliwe. Jak zrobić? Pokrojoną cebulę przysypać warstwą cukru i zamknąć w pojemniku / słoiku. Cebula wydziela sok, który w połączeniu z cukrem daje naturalny (i naprawdę skuteczny) syrop łagodzący kaszel.

Dla tych, którzy nie lubią czosnku ani cebuli, jako doskonałe źródła witaminy C, nieodzownej w jesienny czas, polecam: kapustę kiszoną, natkę pietruszki, cytrynę (oczywiście!)

Do tego spacer, bo ważne, żeby nie zapominać o aktywności fizycznej. Wiem, wiem, o ileż przyjemniej jest wcisnąć się w kanapę, przykryć ciepłym kocem i poczytać zapominając o bożym świecie i jesieni za oknem? Albo włączyć sobie jakiś interesujący film, w ramach odstresowania się i oderwania się od codzienności… Pewnie, można i tak. Ale warto zachować zdrowe proporcje. Nie tylko kanapa, film, czekoladki… Niech będzie też spacer, ruch, i świeży owoc. Jedzmy jabłka, nie tylko na złość Putinowi, ale też dla naszego zdrowia.

Wprawdzie ta obecna jesień jest piękna, ciepła i słoneczna, ale co gdy niebo zasnują szare chmury? Wtedy nawet koloryt jesieni jest jakiś przygaszony, a co dopiero mówić o naszych nastrojach… Mniej słońca, mniej światła, gorsze samopoczucie, dodajmy do tego jeszcze zły dzień i chandra gotowa.
Nie mam gotowej recepty na chandrę, bo na każdego działa coś innego. Jednemu wystarczy klimatyczna świeczka na stole i dobra książka. Inny/a wybierze się na zakupy i albo coś nabędzie albo sam window shopping poprawi nastrój. Na każdego działa coś innego. Na mnie niezmiennie działa dobra herbata, książka w formie papierowej bądź elektronicznej, kanapa lub fotel (lub każde inne miejsce, gdzie mogę poczytać). Zawsze działa też przytulenie Ukochanego Syna. W zasadzie to działa lepiej niż książka. Na chandrę lub jej początki pomaga też rozmowa z OMD. To ważne, by mieć z kim pogadać. O tym, co złe, smutne, przygnębiające, ale też o tym, co dobre, miłe i przyjemne. Jeśli nie masz przyjaciela pod ręką, zadzwoń. Niech technologia posłuży nie tylko fejsbookowania czy selfowania.

A zatem nie dajmy się jesieni. Ta pora roku też może być piękna. I nam może być pięknie. Howgh.

Ten wpis został zamieszczony w kategorii z życia wzięte, posiada tagi pogoda, jesień i był prawdziwy na dzień 5 Październik 2014

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu