::: MENU :::

macierzyństwo

to nawiększy roller coaster jaki znam

z Synem

Jedno z nielicznych wspomnień mojego dzieciństwa jest takie, że jadę na karuzeli, która była umiejscowiona koło stadionu w moim rodzinnym mieście i rzygam jak kotka. Nie za fajne wspomnienie, co? Zdarzenie przeszło do historii rodzinnych anegdot, a ja od tego czasu nie cierpię karuzeli, wesołych miasteczek różnej maści. Zwykła karuzela? Zapomnij. Roller coaster… NIGDY w ŻYCIU!!!!
A jednak sama sobie zafundowałam pewien roller coaster. Życiowy.

Ukochany Syn ma 2 lata i prawie 4 miesiące. A ja dochodzę do wniosku, że macierzyństwo to największy roller coaster jaki znam. Nie żebym znała ich wiele, ale choć nie korzystam z takowych (z wiadomych względów) to temat nie jest mi zupełnie obcy.
Ale, ale. Wróćmy do meritum.
Macierzyństwo.
Roller coaster.
Mega.
I nie chodzi o emocje poporodowe czy o buzujące hormony… Owszem, hormony zwłaszcza w tym pierwszym okresie szaleją i jest to absolutnie nie do opanowania. Wiem, próbowałam. Przeżyłam to. I już w zasadzie ten czas minął. Hormony raczej wróciły do względnej normalności. Tymczasem okazało się, że życie funduje mi inne skoki emocji. W ilości przekraczającej normę. W jakości… - cóż, z całą pewnością nie ma to norm.

I powiem tak: niby znamy emocje, odczuwamy je codziennie, ulegamy radościom, entuzjazmowi, borykamy się ze smutkiem, niepokojem, strachem… jednak pojawienie się dziecka przewraca znany nam świat do góry nogami, nie tylko organizacyjnie, nie tylko pod względem niedoboru snu, ale również, a może przede wszystkim – emocjonalnie.

Ha, będzie więc o uczuciach.
Nr 1 to ogromna miłość, do której nie sądziłam, że jestem zdolna, która momentami zalewa mnie jak huczące wody wodospadu Niagara, czasem znienacka, a czasami wskakuję w te wzburzone wody zupełnie świadomie. Myślałam, że do tej pory wiedziałam co to miłość. Jak się okazało nie do końca. Miłość atakuje znienacka. Zawsze twierdziłam, że jest ona jak drobny deszcz, idziesz, nie przeszkadza Ci wcale, nie zwracasz na niego uwagi, a po chwili – nawet nie wiesz kiedy jesteś cała mokra. I to już. Stało się. Tak jest też z miłością do mego Dziecka. Biegnę w codzienności i nagle drobiazg – dłoń mego Syna na mojej dłoni, przytulenie się, spokojny miarowy oddech gdy śpi – i nagle taki drobiazg staje się moją Niagarą miłości. Wiem, niby dziwne to, co piszę. Ale tak jest. Nie umiem tego określić, opisać dokładnie, bo uczucie to jest po prostu nie do opisania.

Inne emocje z serii roller coaster? Proszę bardzo.

Duma – pierwszy świadomy uśmiech, pierwszy ząb, raczkowanie, kolejny ząb, pierwszy krok, dzielenie się zabawkami na placu zabaw, pierwsze słowo… Człowiek pęcznieje aż dziwne, że nie pęknie.
Radość – proste radości, zabawa, powrót do domu, uścisk…
Irytacja… - mówisz jakby do ściany, a przecież wydawało Ci się, że do Dziecka…
Złość - … porozmawiamy o buncie dwulatka?
Bezradność, bezsilność
Spokój i odwrotność, niepokój,
Zdenerwowanie, rezygnacja…

Mało? Zapewniam, że nie.
Mogłabym tak pisać i mnożyć przykłady. Ale dziś będzie o tych największych. O miłości już było. Drugim jest niepokój, wręcz strach.  
Matki są trochę jak kwoki, chciałyby otulić sobą swoje dzieci, schować je pod swoimi skrzydłami i ustrzec je przed wszelkim złem, słabością, chorobami. A tak się nie da.
Zwykły katar dziecka może doprowadzić matkę do rozstroju nerwowego. Połączmy to z buzującymi hormonami w pierwszym okresie po narodzinach dziecka i mamy prawdziwy wybudzający się wulkan, lawa buzuje, a wybuchnąć może w każdej chwili.
Kaszel? Zapalenie spojówek? Gorączka? Ba, potówki mogą być przyczyną rzęsistego płaczu (skąd ja to znam…)
Płacz dziecka, zwłaszcza kiedy jeszcze nie potrafi określić przyczyny, nie potrafi powiedzieć, bo przecież nie mówi… serce pęka. Ból? Coś nie tak w przedszkolu? Poczucie krzywdy? Z bezsilności aż chce się krzyczeć, gryźć. Chciałoby się postawić na głowie wszystko, żeby tylko ułagodzić ten żal.

Zatem… miłość. Bezradność i strach. Oto trio, które potrafi rozbujać nawet największego stoika.
I nie, nie zawłaszczam tych uczuć. Nie twierdzę, że to tylko matki. Bo oczywiście, że nie.
Przecież ojcowie mają tak samo emocje jak i matki. Tyle tylko, że kobiety z natury są bardziej emocjonalne i częściej dają im upust podczas gdy mężczyźni chowają się w skorupki twardzieli.  
Ale jak powiedziałam – nie zawłaszczam. Więc powinnam zrewidować swoje początkowe twierdzenie: rodzicielstwo to największy roller coaster jaki znam. Bez dwóch zdań.

Zatem – pozdrawiam wszystkich rodziców czytających ten tekst.
Powodzenia i oby te emocje nas nie wykończyły!  

Ten wpis został zamieszczony w kategorii kobieta, mężczyzna, dzieci, z życia wzięte, rodzina, posiada tagi kobieta, mężczyzna, dziecko, emocje i był prawdziwy na dzień 5 Styczeń 2015

Komentarze do wpisu

Komentarze

  • Zdecydowanie zgadzam się z Tobą. Moje maleństwo ma dopiero niecałe 4 miesiące i większość z tych rzeczy jeszcze przede mną, ale nie da się ukryć, że teraz bez tego roller coasteru nie moglabym żyć. Nie wyobrażam sobie, że nagle mogłoby mojej córy nie być obok mnie. Jej pisków radości, nieustannych prób nawiązania ze mną kontaktu w tylko jej znanym języku... Z całego serca kocham ten roller coaster i jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że mogę w nim uczestniczyć :)

    Napisane przez Patrycja , 05/01/2015 17:27 (9 lat temu)

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu