::: MENU :::

korpo life

jak przetrwać?

buisiness graphic

Po ponad dwóch latach wróciłam do pracy, a co za tym idzie do korporacji. Tak, jestem zwierzęciem korporacyjnym, choć trafniej byłoby powiedzieć - trybikiem korporacyjnym. :-) Pracowałam najpierw w małej firmie, która następnie stała się częścią dużej firmy a ta z kolei na skutek fuzji stała się wielką korporacją. Właściwie już w przed fuzją była dużą światową korporacją, ale po niej stała się wielgachnym korporacyjnym molochem, ogólnoświatowym, rzecz jasna.

A zatem prosto z pieleszy domowych, gdzie moimi głównymi problemami było co zrobić Dziecku na obiad, czy iść na spacer do parku czy jechać na plac zabaw i temu podobne, wpadłam w tzw. korpo life.
Nie zmieniło się tam wiele, oprócz tego, że zamiast na swoim starym miejscu, zostałam posadzona w miejscu co najmniej dziwacznym i absolutnie nie w moim dziale, ale co zrobić, przecież i tak nie zależy to ode mnie.
Pogodziwszy się więc z miejscem, na którym czuję się zupełnie nie ma miejscu, zabrałam się do pracy. W samej pracy też nie zmieniło się wiele, to w sumie kwestia wdrożenia się i wpadnięcia na nowo w ciąg. Ciąg pracowy, oczywiście.
Wdrażanie się wcale nie jest ciekawe. Tęsknota za Ukochanym Synem też nie – bo bolesna, choć normalna. Bycie korpo trybikiem też nie jest zbyt interesujące. Kto był w korporacji, ten wie jak to wygląda.
Nie będę pisać o urokach korporacji. Wybaczcie.
Nie będę też pisać o jej słabościach. To też wybaczcie.
Korporacja to nic nowego, wiadomo jak jest. Niektórzy lubią, inni nie. Kwestia gustu, a jak wiadomo – o gustach się nie dyskutuje. Nic odkrywczego bym tu nie stworzyła, więc nawet nie próbuję.
Nie obchodzą mnie awanse, układy (bo są, rzecz jasna), ukryte (albo i nie) sympatie, skrywane niechęci. To wszystko jest normalne w strukturach firmowych. Kto twierdzi inaczej, cóż, niech będą błogosławione jego doświadczenia.
Może wkrótce wdrożę się bardziej i to wszystko zacznie mnie pochłaniać… na razie nie.

Na razie to, co mnie zdecydowanie najbardziej zadziwia to … ludzie. No tak, ludzie, ale przede wszystkim zamiłowanie do plotek. Do szeptów powtarzanych na uszko, cichych dialogów w kąciku, znaczących uśmieszków w reakcji na coś konkretnego… Doskonale rozumiem, że są sympatie i antypatie, ale naprawdę nie rozumiem po co zajmować się innymi – w taki właśnie sposób. Gdyby tak każdy skoncentrował się na sobie, na tym, czego pragnie, na tym, co dobre w nim samym, na czymś przyjemnym lub czymś, co mu sprawia przyjemność, albo po prostu – na pracy i na tym, co ma do zrobienia, świat byłby na pewno lepszy, przynajmniej odrobinę. Po co podsycać swoje małe zawiści, zazdrościć, obmawiać, szukać tej brzydkiej przyjemności czerpanej z szeptania za plecami…
Życie jest zdecydowanie za krótkie, by tracić czas na coś takiego, czyż nie?

No i proszę co mi wyszło… A miało być w klimacie korporacyjnym…

 

Ten wpis został zamieszczony w kategorii biuro, posiada tagi życzliwość, biuro, praca i był prawdziwy na dzień 30 Wrzesień 2014

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu