::: MENU :::

kocie sprawy

tzn. trochę kocie, a trochę nasze

IMG 5327

Jakieś pół roku temu zaczęłam podejrzewać, że ktoś mi męża podmienił, a wszystko zaczęło się w momencie, gdy przysłał mi linka do ogłoszenia z kocurkiem. Od dawna męczyłam go o kota. Nie i nie. Zawsze było nie. I żaden argument go nie przekonywał. Aż tu nagle... jade sobie spokojnie metrem do pracy, czytam książkę i dostaję wiadomość, a w niej wspomniany link. Lekko zgłupiałam, przyznam. Zaczęła się korespondencja sms'owa i nagle doszło do mnie, że to jednak mój mąż szanowny i kochany i że będziemy mieć kota!

Oczywiście od jednej wiadomości do obecności kocura w domu była jeszcze długa droga, ale ziarno zostało zasiane. I wyrosło, i nawet wypuściło pączki – dokładnie w połowie stycznia, kiedy to przywieźliśmy do domu uroczego 6-miesięcznego pręguska, imieniem Cash. Poczatkowo myśleliśmy o zmianie imienia, ale przecież koty i tak nie reagują na imię, prawda? Więc to tylko formalność.
Kot zyskał stado innych pieszczotliwych określeń, jak sierściuch, kicia, ale i tak najulubieńszym jest Niuś – czyli imię nadane kotu przez naszego Syna.

Musze dodać, że oprócz mojego ukochania kotów, główną przyczyną, dla której chciałam mieć kocura był fakt, że dzieci się lepiej chowają ze zwierzętami. To niby oklepane stwierdzenie, ale nie mogłam przestać patrzeć na zdjęcia znajomych przedstawiających ichnie dzieciory z ichnimi zwierzakami. Chciałam i już.

Gdy pojawił się w domu zwierz obecnie zwany Niusiem, gdy już oswoił każdy kąt i przestał łazić strachliwie zaglądając w każde miejsce, kiedy jasne stało się, że za samca alfę uznał mojego małżonka, nagle dotarło do mnie, że wraz z kotem będzie kuweta, sierść i wszechobecny żwirek. I wtedy przeżyłam lekkie załamanie nerwowe. Żeby było jasne: nie jestem pedantką, absolutnie nie, ale lubię mieć w miarę czysto – w miarę, bo umówmy się, przy małym dziecku jest to średnio możliwe i wtedy nawet największy pedant musi zrewidować swoje podejście do życia, bo w końcu lepiej mieć dziecko szczęśliwe i potykać się czasem o jakiś samochód niż dziecko smutne bo mu się nie pozwala robić bałaganu. Wychodzę więc z założenia, że nie umrę od rozrzuconych książeczek, ale ten żwirek... podłamał mego ducha.

Walczyłam z tym dwa dni, może trzy... w końcu po długich rozmowach z mężem, przyjaciółkami, postanowiłam się poddać. Zakupiliśmy żwirek, który nie przykleja się do łapek (za bardzo), w pobliżu kuwety stoi podręczny odkurzacz, a ponadto w domu zawsze są rolki do czyszczenia się z sierści. Co przy naszych ubraniach, gdzie dominującym kolorem jest czerń, jest po prostu konieczne.

Ale i tak wszystkie moje wątpliwości i bóle głowy zniknęły, gdy zobaczyłam jak zareagował nasz Syn na nowego domownika. Kiedy budował coś z klocków, każdą budowlę targał pod nos kotu, żeby podzielić się z nim swoją radością. Kiedy wyciągał książki, koniecznie musiał zatwierdzić wybór u kota. Powiedzmy sobie szczerze – kocura średnio interesują historie o samochodach i straży pożarnej, kocur chce dostać jeść, pić, chce mieć kuwetę i chce mieć obecność człowieka wtedy, kiedy on chce, a nie kiedy człowiek chce. Proste, co? A jednak ciągnie swój do swego, czyli młody kocur do młodego człowieka, bo Niuś uwielbia być w pobliżu naszego Syna.

Niuś ustalił sobie hierarchię, w której na górze jest samiec alfa czyli szanowny małżonek (którego nikt nie podmienił, żeby było jasne), potem samiec beta czyli Ukochany Syn, który może robić z nim rzeczy, przyprawiające mnie o fizyczny niemal ból głowy, a Niuś mu na to pozwala, bez nawet mrugnięcia okiem, jakby wiedział, czuł, rozumiał i akceptował fakt, że to dziecko i że trzeba z nim inaczej niż z dorosłymi. Potem jest miska z żarciem, a potem ja czyli koci parias, co oznacza, że nie robi na nim wrażenia nawet fakt, że to ja głównie tę miskę (co to jest przede mną w hierarchii) napełniam. Buuu. Że o głaskaniu nie wspomnę.

Więc napełniam tę michę cierpliwie i sprzątam kuwetę i jak go dorwę gdzieś to da mi się go głasknąć od czasu do czasu, ale pogodziłam się z tym, że to nie mnie ukochał, ale moich dwóch mężczyzn. W sumie wcale się mu dziwię. Przecież ja też ich kocham.

O Niusiu jeszcze będzie.

A tymczasem dobrej nocy.

Ten wpis został zamieszczony w kategorii z życia wzięte, zwierzęta, posiada tagi kobieta, mężczyzna, dom, dziecko, kot i był prawdziwy na dzień 2 Czerwiec 2015

Komentarze do wpisu

Komentarze

  • Cash jest brytyjczykiem, one podobno są łagodniejsze - przyznam, że to był duży argument za tą właśnie rasą.
    W stosunku do naszego Syna jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały. I zawsze bardzo za nim. Jak Syn się kładzie spać, Cash przychodzi i kładzie się w pobliżu. Jak Syna się bawi, to zawsze jest gdzieś w pobliżu. Kumple, po prostu.

    Napisane przez Karola, 06/06/2015 15:34 (9 lat temu)

  • Kiedy następne opowieści z kocurkiem w roli głównej? Oraz kolejne jego fotki? Jestem pod wrażeniem, że cash jest taki cierpliwy w stosunku do małego dziecka. Ostatnio oglądałam świetny filmik jak kot wtulał się w niemowlaka i nie przeszkadzało mu, że maluszek czasami pociągnął go trochę za ucho :)

    Napisane przez Renata Marika, 05/06/2015 21:12 (9 lat temu)

  • Pięknie zapisane:))Ale będę sie spierac o reakcje kota na swoje imie.Reagują!!I to bardzo i sa o siebie zazdrosne!a jak potrafią się obrażać!Musiałam wyjechać do sanatorium i opiekę nad moimi kotkami sprawowała moja siostra>Jak wróciłam to były bardzo obrażone moją nieobecnoscią,nawet nie miały ochoty powitać mnie!!dopiero po trzech dniach mi wybaczyły!!Więc teraz już nie będę wyjeżdzać bo będzie mi przykro jak wrócę a kociaki z ogonkami na bacznosć spojrzą,odwrócą się i pójdą do siebie!!!Pozdrawiam:))

    Napisane przez Janina Meksuła, 03/06/2015 12:09 (9 lat temu)

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu