::: MENU :::

Hygge jest w Was!

nie dajcie się nabrać.

IMG 1909

Słońca mi brak. Słońca!!! Ciepła. I uśmiechu pomiędzy ludźmi. Dziwne to, ale jakoś ciepłą porą roku jesteśmy bardziej skłonni do życzliwości, jakby tylko wiosna czy też lato miały monopol na bycie miłym i na uśmiech. Takie jest moje wrażenie, choć nie mam monopolu na 100%-wą rację. Może to pogoda, może szarość ubioru, może generalnie zimno i brak niebieskiego nieba? Nie mam pojęcia, ale widzę to codziennie, komunikacja miejska to naprawdę świetne miejsce do obserwacji. Moi współpasażerowie są zazwyczaj śpiący, zmęczeni, szarzy (przepraszam wszystkich, ale takie jest moje wrażenie)...

Czytałam niedawno książkę o Hygge – duńskiej sztuce szczęścia. Nie jest odkrywcza. Ale prostota tego wszystkiego jest niemal powalająca.
Sama książka jest raczej książką o Duńczykach. Przepełniona jest ciekawostkami nt. tegoż  narodu, ichnich zwyczajów, radości, smuteczków. Oczywiście bardziej się koncentruje na radościach. Na przyzwyczajeniach, które czynią ich życie dobrym. Na tym co dla nich ważne – dla nich – jako całości. Nie dla duńskiego Kowalskiego z ulicy Jaśminowej 1A z Kopenhagi. Nie, dla Duńczyków jako całości. Wiedzieliście, że Duńczycy to jeden z najszczęśliwszych narodów świata? Mają nawet Instytut Badania Szczęścia! Wyobrażacie sobie taki instytut u nas? Szczerze powiedziawszy, ja nie. (I to jest niestety smutne).
Wiedzieliście, że mają największe zużycie świec na świecie?
Dla mnie wiele rzeczy było odkrywczych niemal. Może dlatego, ze nasze społeczeństwo jest tak różne od duńskiego. Czytając te książkę miałam wciąż przez oczami kontrast pomiędzy tymi dwoma społeczeństwami. Niestety na niekorzyść naszego.

No ale nie o tym chciałam.

O Hygge miało być. Google translator tłumaczy „hygge” jako przytulność. (Niestety nie znam duńskiego, więc musiałam się sposiłkować tłumaczem internetowym). Więc przytulność. Książka mówi nie tylko o przytulności, tylko raczej o nastroju, dobrym spędzaniu czasu, umiejętnym rozgraniczeniem życia prywatnego od pracy, o dystansie, o świetle, świeczkach, słodkościach, przyjaciołach, fajnym wnętrzu, ciepłym kocu, ulubionym kąciku… itp. Itd. Mogłabym tak pisać i pisać. Ja bym nazwała to trochę inaczej.

Podczas lektury książki Meika Wikinga stworzyłam sobie osobistą definicję Hygge. Nie przetłumaczyłabym tego jako przytulność, ale raczej jako sztuka życia. Sztuka celebrowania codzienności. Ale nie tylko.
Wg mnie hygge to także lubienie siebie. Akceptacja siebie. Można przecież palić świeczki, spędzać czas z innymi i w tym wszystkim czuć się nie bardzo jakoś. Może duńskie hygge to świeczki, światło, słodkości i tym podobne. Moje hygge to akceptacja siebie i miłość. I Carpe diem – czyli docenianie chwili i tego, co jest. Cieszenie się życiem.

Obserwuję wysyp książek o hygge. Artykułów w stylu: „Chcesz być hygge? Oto co musisz mieć! Tak wygląda wnętrze hygge!” I nagle powstaje całkiem nowy produkt – nowy dla wszystkich oprócz Duńczyków, oczywiście. Hygge wnętrze. Hygge kącik. Hygge ciastka. I tak dalej. Hygge jest modne, nie tylko w Polsce, przecież fajnie jest być modnym. A ktoś, kto nie czytał książki nt hygge (jedna wystarczy, zapewniam), da się nabrać na atakujące zewsząd artykuły w tym temacie.
Nie dajcie się nabrać. Hygge jest w Was. To każdy z nas je tworzy. Samym sobą. Swoją miłością, emocjami, przywiązaniem, radościami. Ciastka, ubrania, meble, wazonik czy lampka to wszystko dodatki, które nic nie stworzą jeśli nie zechcecie wzbudzić tych uczuć w sobie.

Więc bądźcie hygge bez wydawania nieziemskiej kasy. Zwyczajnie, codziennie. Z miłością, także do siebie. Carpe diem.

 

Ten wpis został zamieszczony w kategorii emocje, codzienność, posiada tagi przyjaźń, życie, codzienność, uśmiech, rodzina, hygge i był prawdziwy na dzień 26 Grudzień 2016

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu