::: MENU :::

gile, kaszel i wymioty

ale przecież dziecko zdrowe!

not so healthy

Czyli o chorych dzieciach w przedszkolu.
Pewnie było już tysiąc takich tekstów. No to mój będzie 1001. Albo 10001. Niech i tak będzie.
 
Moje zdanie na temat chorych w pracy już tu wyraziłam. Cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych, a przychodzenie do pracy z rozwijającą się infekcją to egoizm i głupota, ale przecież nikogo nie można zmusić żeby o siebie zadbał. To potrafię zaakceptować, chociaż nie zrozumieć.
Jeśli chodzi o dzieci to hmm, Mam trochę inne zdanie.
Dzieci padają ofiarą nieodpowiedzialności rodziców. Co gorsza, nie tylko ich własne, zlekceważone, puszczone do przedszkola z zielonym gilem do pasa, ale również wszystkie dzieci z przedszkola, które z takim zagilonym dzieckiem mają styczność.
Rozumiem katar, banalny katar, alergiczny, ale nikt mi nie wmówi, że zielony gil do pasa to katar alergiczny.
Kaszel taki, że dziecko opluwa pół szatni, a matka rozgląda się i spokojnie stwierdza "och, no cały dzień było spokojnie, a nagle teraz się rozkaszlało..." Albo babcia oburzona głośno peroruje w szatni, że "te panie to powinny ci dać, biedaku, jakiś syropek!" Nawet dziecko rozumie, że panie w przedszkolu nie mają syropków. Ale babcia, lat 60 albo i więcej, nie bardzo.
Nie rozumiem też idei przynoszenia zaświadczeń po chorobie dziecka, że owo dziecko jest już zdrowe i może uczęszczać do przedszkola, bo po 1. jak dziecko jest zdrowe, to po kiego grzyba mam lecieć do przychodni, walczyć o wolne miejsce do lekarza, a wiadomo jak jest z miejscami, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, do tego zajmując miejsce innym chorym, nierzadko tracić dzień w pracy/przedszkolu, bo przecież nie zawsze wizytę dostanę o 8:15. Po 2. Średni pomysł, żeby zdrowe już dziecko spędzało czas w poczekalni z innymi chorymi czekającymi na wizytę. Po 3. i najważniejsze, co z tego, że ja przyniosę zaświadczenie, że moje Dziecko jest zdrowe i może chodzić do przedszkola, skoro inne matki przyprowadzają dzieci, które są po prostu chore. Czy wtedy pyta się je o zaświadczenie? Gil zielony, kaszel taki, że pluje na kilometr, ale nie, dziecko jest super zdrowe i tylko nagle teraz w szatni zakaszlało. Ręce opadają i wszystkie inne części ciała też.

Regulaminy przedszkola regulaminami. Apele na zebraniach apelami. Ale powinno być jasno określone, że jeśli dziecko jest wyraźnie chore – do przedszkola nie zostanie przyjęte. Pisałam tu o dzieciach narażonych na choroby, ale nie zapominajmy też o dorosłych, opiekunkach, które spędzają cały dzień z chorymi dziećmi i same na te infekcje są narażone. Przypadek nauczycielki przedszkolnej, która skończyła z posocznicą, jest naprawdę dość wymowny. A przecież dzieci nie mają takiej odporności jak dorośli.

Tak sobie się żalę odrobinę, bo naprawdę tego nie pojmuję. Bo być może moje dziecko padło ofiarą takiego zachowania, co poskutkowało tym, że musiałam z nim jechać w nocy do szpitala.
I ja naprawdę rozumiem, praca, brak zrozumienia ze strony szefa, brak babci na podorędziu. Targety, premie, ambicja. To rozumiem. Ale czy naprawdę to jest ważniejsze od Dziecka?
Komuś może się nie spodobać co piszę. Nie każdy szef jest wyrozumiały, nie każdy to pojmuje, nie dla każdego jest ważna jego rodzina i nie każdy szef pojmuje jak rodzina może być tak ważna. Ale powtórzę: czy naprawdę to jest ważniejsze od Dziecka?

Ten wpis został zamieszczony w kategorii dzieci, zdrowie, posiada tagi dziecko, choroba, infekcja, przedszkole i był prawdziwy na dzień 7 Luty 2016

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu