::: MENU :::

co z tym Carpe diem?

...

sky

Carpe diem. Jutra nie ma.
Tak napisałam rok temu, no prawie. Bo rok temu zmarł mój Tata.
Dokładnie rok temu przy śniadaniu u mojej przyjaciółki z jej córkami, żartując w tej niewesołej sytuacji, dowiedziałam się, że zmarł, że to koniec i że już nigdy do mnie nie zadzwoni ani nie napisze.
Nie przeżyłam żałoby. Po jego śmierci rzuciłam się w wir załatwiania spraw, wpadłam w konflikty rodzinne, niestety, ale tak bywa. Zaraz po powrocie do domu okazało się, że moje dziecko dopadła jakaś paskudna grypa żołądkowa, a chwilę potem zabrała się za nas i sponiewierała dość mocno, każde po kolei. A potem... cóż, samo życie. Poszukiwanie pracy, nowa praca, nowe wyzwania, codzienność. I dziwnie jakoś uciekło. Serce ściska gdy oglądam zdjęcia, gdy pomyślę, że mój Syn nie będzie miał okazji poznać dobrze swego Dziadka, że nie spędzą razem żadnej więcej chwili. Wciąż boli kiedy patrzę na nr telefonu i ostatnie sms'y od niego.

Napisałam też rok temu, żeby żyć. Radziłam, żeby nie tracić czasu. Bo nie ma jutra, bo jest tylko dziś.
Nadal tak sądzę, absolutnie.
Problem polega na tym, że mi coś nie wychodzi w tym Carpe diem.
I wiem, że nie chodzi o wielkie rzeczy. Nie zamierzałam rzucać pracy, by gonić swoje marzenie. Ruszyć w jakąś dziką podróż na Alaskę, bo takie coś siedzi w głowie od dawna. Albo jeszcze coś innego, równie spektakularnego.

Rok temu po śmierci Taty rozmawiałam z jego ciocią, moja cioteczną babcią, która jednakowoż była dla mnie zawsze po prostu "ciocią", bo tak nazywał ją mój Tata. Rok temu płakałyśmy razem w telefon, a potem obiecałyśmy sobie że się spotkamy. Obiecałam jej, że przyjadę z  moją rodzinką do Lublina, że ją odwiedzę. I taki był plan. Na kiedyś. Na jakieś jutro. I tylko zawsze wypadało coś. A to praca, brak czasu, choroba moja, choroba dziecka, delegacja męża. Jakieś inne plany na weekend. Albo po prostu chęć na lenistwo po całym tygodniu pracy. Zawsze coś.

Za kilka dni jadę na pogrzeb mojej ciotecznej babci, tej samej której obiecałam rok temu odwiedziny. "Spotkamy się" w takich okolicznościach. Nie porozmawiamy, bo już nie będzie jak, a ja siedzę dziś i zastanawiam się co, do jasnej cholery, powstrzymywało mnie przed tym wyjazdem?


Ten wpis został zamieszczony w kategorii z życia wzięte, posiada tagi życie, codzienność, śmierć, postanowienia i był prawdziwy na dzień 7 Czerwiec 2017

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu