::: MENU :::

Chorowanie

czyli mama vs tata

IMG 1384

Piątek a poranek jak w weekend. Spokojny, powolny. Tylko męża (i taty) nam brakuje. Bo my chorujemy. Tzn. wylądowałam w domu na zwolnieniu z Ukochanym Synem. Zawsze gdy Młody choruje to mi wali na psyche. Jak każdej matce chyba. Całe szczęście tym razem było w miarę spokojnie. Więc i moje psyche nie za bardzo ucierpiała.
I dziś proszę: przy śniadaniu sobie siedzimy rano, na luzie, gadamy jak co rano. Planujemy co będziemy robić. Kryzys poranny w postaci „JA CHCĘ DO PRZEDSZKOLA! I JUŻ!” został zażegnany. Bo i plan na dzień dzisiejszy jest interesujący. Więc dziś malowanie farbkami i robienie kartki urodzinowej dla kolegi z przedszkola, i pakowanie prezentu.
Przyznam, że to niezłe wyzwanie: spędzać całe dnie z przedszkolakiem, który normalnie w przedszkolu ma zaplanowany dzień i raczej się nie nudzi. A tutaj… hello. Mamo! Chodź do mnie! Mamo! Bierzmy się do roboty!

Któregoś dnia tego zwolnienia oprócz tradycyjnego budowania z klocków, układania puzzli i innych równie pasjonujących zajęć, zrobiłam pranie, powiesiłam pranie, posprzątałam w kuchni, łazience, odkurzyłam mieszkanie. Normalne czynności wykonywane przez tysiące kobiet od niechcenia niemal.
Syn zapytał mnie w pewnym momencie: „A kiedy przyjedzie tatuś?” Usiadłam aż z wrażenia.
Pomyślałam chwilę, a potem zrozumiałam.

Kiedy mój mąż zostaje z dzieckiem, jest z nim na 110%. Razem się bawią, czytają, budują, gotują. Owszem w domu jest standardowy chaos. Nie jest odkurzone, ale przecież nie zabijają się o koty z kurzu. Kuchnia nie lśni, ale powiedzmy sobie szczerze – czy to jest komuś potrzebne? Zmywarka nie jest załadowana od razu, tylko naczynia czekają w zlewie na swoją  kolej. Itd. Itp. Ale czy to kogoś boli? Raczej nie. Czy to komuś przeszkadza? Na pewno nie chłopakom, którzy są zajęci innymi, ważniejszymi czynnościami.
W końcu życie jest dla nas, dom jest dla nas i fajnie by było, gdybyśmy my też umieli być dla siebie nawzajem, prawda? I to mój czteroletni Syn przypomina mi na każdym kroku.

Więc moi drodzy, ja sobie w tamtej chwili postanowiłam, że walczę ze swoim już i tak upośledzonym pedantyzmem. Upośledzonym bo wiadomo – przy małym dziecku nawet perfekcyjna pani domu by poległa. Więc ja tym bardziej, bo A) perfekcyjna nigdy nie byłam i nadal nie jestem, B) nawet nigdy nie chciałam taka być, C) w sumie to lubię lekki chaos w domu naznaczonym przez obecność dziecka i nas samych i najważniejsze D) bardziej kocham swojego Syna niż porządek. Proste! 

PS. Malowanie już było. Mamy grzybki, słońce i jesienne drzewo. Wóz strażacki. I kwiatki. Kwiatki to pomysł matki, bo to jedyne, co umiem malować. Historia związana z moimi talentami rysunkowymi jest taka, że kiedyś dziecko mojej przyjaciółki poprosiło, żebym narysowała krowę. Narysowałam. A jakże. A dziecko spojrzało i krzyknęło: „O! Dinozaur z cyckami!” Więc może na kwiatkach poprzestanę.

Spokojnego piątku.

Ten wpis został zamieszczony w kategorii z życia wzięte, posiada tagi kobieta, mężczyzna, dom, dziecko, mama, tata i był prawdziwy na dzień 21 Październik 2016

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu