::: MENU :::

bajka o Poczcie Polskiej

horror a nie bajka

IMG 30261

Zaczęło się naprawdę przyjemnie.
Ukochany Syn dał mi pospać.
Potem grzecznie spożył śniadanie.
Potem znalazłam super kawałek pt. Happy Ełk – moje rodzinne miasto i taki teledysk…
Dało mi to energetycznego kopa. Takiego pozytywnego.
Żeby nie wgnieść go w kanapę, szybko ubrałam siebie i Syna, i wyszliśmy na spacer.
Piękna pogoda. Słońce, wiatr, rześko. Cudo.

Niestety zdarzyło się tak, że miałam ze sobą kilka przesyłek do nadania na poczcie. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby tam wejść – tam tzn. na nasza osiedlową pocztę, która ZAWSZE przyprawia mnie o wadę zgryzu, ścisk żołądka i ogromną niestrawność.
Poczta ma 3 okienka, które niemalże nigdy nie są czynne jednocześnie. Bo i po co.
Nieważne, że kolejka, że pełno ludzi, że gorąco, że matki z dziećmi, że kobiety w ciąży, że kolejka wychodzi aż z lokalu i zawija się na chodniku przed budynkiem… Po ci otwierać kolejne okienko, skoro jedno (lub maksymalnie dwa) są już czynne. Przecież przekładanie paczek na zapleczu, porządkowanie papierów, robienie kserokopii, jedzenie śniadania (obiadu, kolacji) jest dużo ważniejsze niż obsłużenie klienta…
Więc niestety… weszłam na tę pocztę dziś. Wystałam się w kolejce, a gdy po 10 minutach wciąż była obsługiwana ta sama osoba i nie zanosiło się na to, że kolejne okienko zostanie otwarte, pomimo mojej prośby (a następnie głośnych komentarzy na temat jakości pracy danego urzędu), wyszłam. I poczłapałam do malutkiego urzędu pocztowego dwie przecznice dalej, gdzie nadałam swoje przesyłki od ręki (kwitki sobie wypełniłam podczas tych 10 minut), gdzie była miła pani w okienku, a nie raszple, które chyba przechodzą obowiązkowe szkolenie pt. „Jak olewać klientów”. Ja się zastanawiam po co ta poczta osiedlowa jest rozbudowywana… Czy po to, żeby więcej pań, uprzejmych inaczej, siedziało tam i przewracało papiery, mając klienta głęboko w dupie?
Dodam też słówko o współstaczach, czyli o klientach, którzy zazwyczaj czekają ze mną w kolejce. Za każdym razem kiedy proszę o podejście kolejnej osoby do okienka, żeby przyspieszyć obsługę, współstacze mamroczą pod nosem z zadowolenia, że ktoś w końcu poprosił, że ktoś się odezwał. Ja się pytam co z nimi jest nie tak, że sami nie mogą tego zrobić i czekają aż zrobi to ktoś za nich?? Czy to takie trudne?

No i tak oto rozgrzana do czerwoności poszłam sobie dwie przecznice dalej, mamrocząc pod nosem ze złości. Całe szczęście trochę wiało, więc tę złość mi szybko wywiało z głowy i nie dałam się zagonić w kącik malkontenctwa.

A spacer był piękny. I słońce. I wiatr. I rześko.
I wózek calusieńki w okruszkach, bo Ukochany Syn bardzo dokładnie wydłubuje rodzynki z bułki. Musze mu przetłumaczyć, że cała bułka jest jadalna, a nie tylko rodzynki. Żeby było śmieszniej, same rodzynki, takie z paczki to nie zabawa…

PS. zdjęcie poczty osiedlowej odwrócone celowo. :-)
Pań z wyżej opisanej poczty nie pozdrawiam.

Ten wpis został zamieszczony w kategorii kobieta, z życia wzięte, posiada tagi kobieta, wiosna i był prawdziwy na dzień 5 Maj 2014

Komentarze do wpisu

Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej strony.

Komentarze w kanele RSS dla tego wpisu | Subskrybuj kanał RSS dla całego serwisu